Uwielbiam wędkować w zbiornikach retencyjnych Gdańska. Ci którzy mnie dobrze znają, wiedzą o tym doskonale. Potrafię łazić z wędką po osiedlu od stawu do stawu, albo siedzieć nad jednym wybranym cały dzień. Zwykle dzieje się tak z braku większej ilości czasu. Wtedy robię 2-3 godzinny pieszy wypad z Sopotu na graniczącą z nim dzielnicę Gdańska Żabiankę i zabieram ze sobą spinning. Zdarza się również tak, że mam ochotę powędkować, ale niekoniecznie wybierać się daleko od domu. Wtedy idę na spławik. A spinning zabieram swoją drogą, na wszelki wypadek. Przy okazji załatwiam inne sprawy i mogę zobaczyć się z moim serdecznym kumplem, który mieszka na Żabiance właśnie. Ukułem również teorię, która mówi, że
w małej wodzie często żyją duże ryby i to się sprawdza. Nie notorycznie, ale jednak.
Po południu wybierałem się właśnie na Żabiankę i postanowiłem do plecaka spakować mały zestaw godny samego Johnny'ego Rumpola wraz z resztką pinki. Plan był taki, żeby przynajmniej na trzech z czterech okolicznych
retencyjniaków postawić spławik, no i spędzić trochę czasu z kumplem. Plan świetny, ale pogoda do dupy: na dzień dobry upierdliwy wiatr, przez który spławik wpadał w niezły balet. W dodatku szybko zrobiło się dosyć zimno i nieprzyjemnie. No ale z pomocą kawy z termosu udało się obskoczyć zbiorniki
Chłopska,
Subisława i
Orłowska po to głównie, żeby się przekonać, że ryby nie chcą współpracować...
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.