Łeba
- Remek
- Administrator
- Posty: 1007
- Rejestracja: 03 mar 2013, 18:51
- Lokalizacja: Złotów
Re: Łeba
Jak widać to te bobry na każdej rzecze się panoszą
Koszulki Wędkarskie - duży asortyment ubrań oraz gadżetów o tematyce wedkarskiej:
https://koszulki-wedkarskie.pl/
https://koszulki-wedkarskie.pl/
Re: Łeba
Łeba to rzeka w której jestem zakochany (szkoda tylko, że nie odwzajemnia mojego uczucia), dorzucam więc i ja parę zdjęć z moich tegorocznych wędrówek za pstrągiem. Można je również odnaleźć w mapach google (żeby nie było, że coś ściągnąłem), które dosyć regularnie uzupełniam. Będę się starał sukcesywnie dokładać nowe porcje fotek w miarę wyjazdów, kiedy, miejmy nadzieję, pogoda trochę się unormuje. Te poniżej pochodzą z okolic Bożegopola Wielkiego, Bożegopola Małego i Elektrowni Wodnej Paraszyno.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Re: Łeba
Widzę że na "Twoim" odcinku Łeba bardziej "żeglowna" choć bobry drzewa podgryzają. U mnie leży masa drzew przez co trudno czytać rzekę no i prowadzić przynętę. Niestety Łeba rzadko "odwzajemnia uczucia" - ze mną jest to samo. Ale lubię jej dzikość, często spotykam dzikie zwierzęta i lubię fakt, że mało tam ludzi spotykam.
A koło elektrowni w Paraszynie ugrzęzłem w bagnie i ledwo wyszedłem - już chciałem "wychodzić z woderów" i wyczołgać się, tak mnie przyssało po jajka ...
A koło elektrowni w Paraszynie ugrzęzłem w bagnie i ledwo wyszedłem - już chciałem "wychodzić z woderów" i wyczołgać się, tak mnie przyssało po jajka ...
Re: Łeba
Tam trzeba iść przy samej wodzie - są korzenie drzew i brzeg mocniejszy ale wtedy płoszy się ryby. Odejdziesz 2-3 m od brzegu i siedzisz po jajka w bagnie po obu stronach od mostu w dół. Mnie wciągnęło na prawym brzegu a kumpla na lewym - gapiliśmy się na siebie i obaj walczyliśmy by wyjść - a to było w lipcu, gdzie niby jest sucho - tam niestety nie, bo elektrownia spiętrzyła wodę i brzegi są grząskie. W sumie od mostu w górę też są błotniste miejsca (prawy brzeg) ale nie spotkałem miejsca, gdzie bym ugrzązł głębiej nią do kolana.
Re: Łeba
Po dziesięciodniowej absencji, spowodowanej kaprysami pogodowymi, wybrałem się w końcu nad moją ukochaną Łebę. Tym razem pojechałem nieco dalej niż ostatnio, bo zamiast w Bożympolu Wielkim wysiadłem z pociągu w Godętowie. W Trójmieście ludzie zdążyli już zapomnieć na dobre jak wygląda śnieg, tymczasem od wysokości mniej więcej Wejherowa rozgościł się na dobre, ba, nawet padał energicznie, i to parokrotnie. Kiedy wytarabaniłem się na peron, zauważyłem że jest już niemal jasno. Jeszcze dwa tygodnie temu o godzinie 7 rano z minutami panowała niepodzielnie głucha noc. Sprawnie przemieściłem się nad rzekę, klnąc w myślach na zbyt bliskie towarzystwo cywilizacji. Ja rozumiem sołectwo czy posterunek policji, no ale aż trzy sklepy na tak krótkim dystansie?! A do tego przy samym moście apteka i bank! Nie, nie, nie. Zabudowania mi nie wadzą, ale dotąd odwiedzałem miejscowości, gdzie przysłowiowe psy d... szczekały, a sklepami nawet głowy sobie nie zawracałem. Skończyły mi się papierosy, to nie paliłem. W końcu przyjeżdżam tu na ryby, nie zakupy czy po to, żeby stać na brzegu i papierosy kopcić.
Moje spostrzeżenia i oczekiwania szybko zostały zweryfikowane. Ten odcinek zdecydowanie okazał się najtrudniejszym, że wszystkich, jakie odwiedziłem. Jedno wielkie zadanie z gwiazdką. Jakieś 100 m od mostu zaczęły się problemy: cierniste krzewy, bagniste nieużytki, polne strumienie, które po roztopach wezbrały i pokonanie ich graniczyło niemalże z cudem i błoto. Błoto i jeszcze raz błoto. Na szczęście jestem uparty jak osioł. Patrząc na swoją dzisiejszą trasę po raz kolejny dochodzę do wniosku, że pstrągujący wędkarz nie może ograniczać się jedynie do wędkowania. Musi również opanować przynajmniej podstawy survivalu, bushcraftu i Bóg wie czego jeszcze, a przede wszystkim mieć jakiś poważny defekt mózgu, albo zamienić się na głowy z inną częścią swojego ciała, żeby w ogóle pchać się w takie miejsca na własne życzenie.
Chciałbym móc powiedzieć, że się opłaciło. Owszem, miałem wyjście pstrąga do woblera. Pojawił się nagle i równie nagle zakręcił rogala i pomachał mi na odchodne płetwą ogonową. Piękny tęczak pomiędzy 45 a 50 cm. Moje K...a mać!!! słychać było pewnie w sąsiedniej miejscowości. Oczywiście cieszę się, że w ogóle był kontakt z rybą i że zobaczyłem ją w całej okazałości. No ale też mi smutno, że nie udało się jej przechytrzyć. Może następnym razem...
Moje spostrzeżenia i oczekiwania szybko zostały zweryfikowane. Ten odcinek zdecydowanie okazał się najtrudniejszym, że wszystkich, jakie odwiedziłem. Jedno wielkie zadanie z gwiazdką. Jakieś 100 m od mostu zaczęły się problemy: cierniste krzewy, bagniste nieużytki, polne strumienie, które po roztopach wezbrały i pokonanie ich graniczyło niemalże z cudem i błoto. Błoto i jeszcze raz błoto. Na szczęście jestem uparty jak osioł. Patrząc na swoją dzisiejszą trasę po raz kolejny dochodzę do wniosku, że pstrągujący wędkarz nie może ograniczać się jedynie do wędkowania. Musi również opanować przynajmniej podstawy survivalu, bushcraftu i Bóg wie czego jeszcze, a przede wszystkim mieć jakiś poważny defekt mózgu, albo zamienić się na głowy z inną częścią swojego ciała, żeby w ogóle pchać się w takie miejsca na własne życzenie.
Chciałbym móc powiedzieć, że się opłaciło. Owszem, miałem wyjście pstrąga do woblera. Pojawił się nagle i równie nagle zakręcił rogala i pomachał mi na odchodne płetwą ogonową. Piękny tęczak pomiędzy 45 a 50 cm. Moje K...a mać!!! słychać było pewnie w sąsiedniej miejscowości. Oczywiście cieszę się, że w ogóle był kontakt z rybą i że zobaczyłem ją w całej okazałości. No ale też mi smutno, że nie udało się jej przechytrzyć. Może następnym razem...
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.