Moje trzy słowa w opowieściach

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
SVT
Karaś
Posty: 231
Rejestracja: 26 mar 2019, 21:18

Moje trzy słowa w opowieściach

#1 Post autor: SVT »

"Zapomniane akweny"


Wspomnienia są piękne i zawsze pozostaną w naszej pamięci.
Warto jest do nich wracać, kiedy nasze natchnienie traci na wartości.
Z roku na rok, jest coraz trudniej, złowić dorodne okazy, powielając te same akweny.
Wnet budzimy się jako myśliwy, chcąc dopaść większego drapieżnika.
Przypominamy sobie miejsca, o których wielu wędkarzy nie wie, nie zna.
Jedziemy w małej niepewności, czy coś w danym akwenie jeszcze przetrwało.
Czy naprawdę nie stąpała tam od X-czasu, ludzka stopa.
Druga ważna myśl, na co się nastawić, jakich przynęt użyć (karuzela umysłu).
Na sam początek chwilowa  obserwacja wody, sprawdzenie głębokości.
Pierwsza myśl to szukam okoni. Delikatny kijek, małe przynęty.
Kilka rzutów w różnych kierunkach,  bez efektów (myśl: co się stało z tym akwenem?)
O dno, nie da się wszędzie stukać. Merta, korzenie -zaczepy.
Zmieniam na lżejszą główkę 3 gr i zakładam Andrzej -a Zadziora 5.5 cm.
Spróbuję powierzchniowo poprowadzić między liliami, których jest bardzo dużo.
Czynię jak mi myśl podpowiada, nagle widzę dziwne załamanie wody , falę w kierunku przynęty.
Spowalniam kręcenie korbką,prowadzoną przynętę utrzymuję przy powierzchni.
Nagle nie wiadomo skąd się ujawnia, pewny atak na przynętę.
Jednak są ryby! I w dodatku jakie, potwierdzam sobie pod nosem.
Wyholowałem na ultralekkim kiju do 8 cw  i 5.5 cm przynęcie  75 -cio cm szczupaczka.
Warto nastawić się na grubszy kaliber, muszą być większe.
Szukam w pudełku lekkiej główki 5 gramowej, żeby dopasować do gumy - Brutalny Marian.
Mimo mięsista przynęta, bardzo dobrze się spisuje na lekkich główkach.
Wykonuję wachlarzowo rzuty jak poprzednio, lecz tym razem pewniakiem na siłowy hol.
Brak reakcji, czyżbym złowił ostatnią rybę z tej wody? (Woda czysta i przejrzysta).
Nie poddając się, postanowiłem kilka metrów przesunąć się dalej.
Czeszę następne zarośla, efektów nie widać, nawet ruchu wody.
Skojarzyłem sobie rzut lekkim sprzętem, że wykonałem go,pod przeciwną ścianę trzcin.
I jakbym w totolotka wygrał, wyjazd z mocnym atakiem, siedzi i to nie mały.
Hol za holem, aż bark się odezwał.
Szczupaki pięknie ubarwione, w zapomnianych wodach.
Odstoją naszych dziadków, ojców.
Takie wody dają nam frajdę i zabawę, jeżeli uszanujemy jej mieszkańców.
                                                                                                                            I.Kessling
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Ostatnio zmieniony 17 sty 2022, 08:34 przez SVT, łącznie zmieniany 1 raz.
Irek

Awatar użytkownika
SVT
Karaś
Posty: 231
Rejestracja: 26 mar 2019, 21:18

Re: Moje trzy słowa w opowieściach

#2 Post autor: SVT »

Pierwsza nocka zaliczona.

(05-06.04.2019) Pierwsza nocka zaliczona, wiatr sobie powiewał , ale wytrwałych nie wystraszy. Po przyjeździe nad wodę, lekkie nęcenie na grubo z rakiety - ziarnami , które były w składzie:

Kukurydza o zapachu wanilii
Pszenica
Pinka czerwona

Pellet kukurydza+ pop Up na zestawie na Push stop do wody, drugi zestaw na kuleczkę 12 mm o zapachu miodowym.
Wieczór szybko nadchodził, czekam nieustannie na brania, na pierwszym zestawie brania były częste, ale to tylko mizerne wzdręgi cisnęły w przynętę, po pewnym czasie mam na miodówkę wachlowanie szczytówką tak delikatnie że sygnalizator nawet nie potwierdzał dźwiękiem. Cierpliwość potrafi wynagrodzić z pięknym holem, a później zrywka zestawu , kiedy miałem już linisko podbierać i poszedł w twarde suche trzciny. Był naprawdę dorodny, na moje oko około 60 paru cm. Robię szybko zestaw i ponownie kulka miodowa do wody, tym razem podwieszona pop up-em z żurawiny+ halibut. Nagle na poprzednim zestawie aktywacja, w końcu sobie pod nosem mówię, branie mi wygląda na "Japońca" , pyk góra, znowu na dół i się bawi w żonglerkę . Zacinam przy opadzie' podjazdem w moją stronę' , siedzi rybka, skracam zestaw na 5 metrów ode mnie widzę karasia jak się błyska, za chwilę ją tracę. Delikatnie wpięta zwycięża walkę. Godzina 22 brania ustają, w takim razie rozpalam sobie światełko aby kiełbasę zmęczyć. Czas nieubłaganie szybko mija że nawet sam nie nadążam za minutnikiem zegara, a na wędkach do godziny trzeciej cisza. Posilony, opity kawą, dotleniony papierosem, układam plan na następne zasiadki i wypady majowe. Nagle nie wiadomo skąd wyje syrena na zestawie z lewej strony, podbiegam i tnę, morda się haha , jest. Po holu rozpoznaję sparing partnera, ląduje w podbieraku pyk do siateczki , aby do rana fotografie zrobić.

Wracam do ogniska by nie czuło się samotnie, odpalam papierosa aby potwierdzić swoje ego w cieniu drzew i blasku żaru. Po chwili moją ciszę, nikczemnie zagłusza prawa wyjka na podpórce , nie śpieszę się bo tam kulka miodowa. Branie jakby ping -pongista odbijał piłeczkę, daje czas niech ssie . Nagle odjazd ! Ja w swoją stronę zacinam. Przeciąganie liny między nami, po chwili ląduje w podbieraku wyczekiwany smoluch. Zaczynam być z siebie zadowolony, to oznaka że ryby już zaczęły wchłaniać witaminki. ;) Noc zaliczona, ryby miały swoją rolę, fotografuję wypuszczam i wracam do domu aby napisać wam krótką relacje.

SVT-I.K
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Ostatnio zmieniony 17 sty 2022, 08:33 przez SVT, łącznie zmieniany 1 raz.
Irek

Awatar użytkownika
SVT
Karaś
Posty: 231
Rejestracja: 26 mar 2019, 21:18

Re: Moje trzy słowa w opowieściach

#3 Post autor: SVT »

Samodzielnie bez inwazyjnego wędkarstwa.

W końcu pojechałem nad wodę sam, swoim nowym nabytkiem " odkurzaczem". Od samego początku nie zapowiadało się zbyt dobrze, zachmurzenie , przejściowe opady - burza. Ale nie ma to znaczenia, przyjemność odizolowania jest dla wytrwałych. Porozkładałem wędziska, przygotowałem zanętę na standardowy koszyk od @Polsping, na drugi zestaw do metody pellet namoczony. Jako przynęty zabrałem ze sobą wszystko co możliwe, od kukurydzy, białych robaków, gnojaków, protein, rosówek. Na samym początku rybki nie chciały brać , czyżby błyski z nieba je odstraszały? A może ryb jest , coraz mniej..... Nadal ze zmianami kombinuje, nie poddaje się. Pojedyncze pstryki, jakieś anemiczne podciąganie, daje dłużej , zacinam i coś mam nie dużego. Przy brzegu okiełznał mnie szok, Japoniec 22 cm. Rozmyślam co za agent żywce wypuścił, po chwili kilka leszczyków tego rozmiaru i żywiec następny. Zmiana zestawów na grubo, około 1,5 godziny, bez rezultatu i brań, wracam do poprzedniej wersji. Na metodzie nic się nie dzieje, zakładam haczyk pod dendrobene. Po około 20 minut strzał po sam kij, mam coś w końcu większego, holuję spokojnie, przypon tylko 0.12 mm . Cholera - pod nosem szepnąłem (węgorek !). Nie był to kolos, bo tylko 52 cm, ale najmocniej stawiał opory tej nocy. Po chwili drugie takie mocne branie, ale przypon strzela, coraz bliżej świtu, Leszki wielkości telefonu zaczęły debiutować w moim łowisku. Noc zaliczam do udanych. Szkoda tylko łabędzia , który obniżył pułap i uderzył w most.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Irek

Awatar użytkownika
SVT
Karaś
Posty: 231
Rejestracja: 26 mar 2019, 21:18

Re: Moje trzy słowa w opowieściach

#4 Post autor: SVT »

Spławiki w ruch

Dzisiaj zabrałem majdany i pojechałem swoim bzykiem, szukać przygód całkiem na inne łowisko. Moje zestawy przygotowane na spławik, z jednej strony Matchówka i z drugiej strony float. Na jednym kiju grubiej a na drugim szukałem pierwszych brań. Wiatr utrudniał łowienie, ale cierpliwość w wędkarzu to połowa sukcesu. Na kukurydzę pierwsze branie do dna, zacinam i holuję pierwszą karaś srebrzystą, chwilowo kilka płoci. Po kilku płotkach delikatne zanurzenie , po czym odprowadzenie, zacinam i ciężka walka. Wiedziałem co puszczało bąbelki w łowisku, po czym strzela przypon. Nie przejmując się, dalej atakuję wodę, nie żałuję, znalazłem cichą metę bez ludności , gdzie można spokojnie po łowić.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Irek

Awatar użytkownika
SVT
Karaś
Posty: 231
Rejestracja: 26 mar 2019, 21:18

Re: Moje trzy słowa w opowieściach

#5 Post autor: SVT »

"Szybka decyzja i wyjazd ze spontana"

Dzisiaj był szczęśliwy dzień, magiczny dzień ze spontanicznego wypadu. O godzinie 10: 30 dzwoni kolega Krzysiek z zapytaniem : Czy wyskoczymy gdzieś na ryby. Oglądając skoki narciarskie, ustalam godzinę 12: 00. Pojechaliśmy w pewne miejsce, bez namysłu i zdecydowanie rzucam pierwszy zestaw na rosówkę. Rozkładam drugą wędkę zerkając kontem oka, nagle się zaczęło ! ;)

Zestaw ,który posłałem wcześniej do wody nagle dziwnie podrygiwał. Nie przestając obserwować, rozwijałem się dalej. Nagle strzał, refleksyjnie zacinam, czuję coś fajnie muruję. Uśmiechając się, mówię do Krzysztofa że będzie to linek i tak się stało. Był to pierwszy tej minuty choć nie duży osobnik, ale według wędkarzy, każdy z tego gatunku oko cieszy.

Teraz już zwiększam szanse na drugiego, a Krzysztofa wzmacniam apetyt, zarzucając dorodne rosówki, na obu wędziskach. Rozmowa się kręci, śmiech i papieros do kawy. Opowiadamy sobie różne relacje z łowisk, bo wcześniej każdy z nas łowił na innych wodach. Minuty mijają szybko, trzy kwadranse strzeliły jak z procy. Nagle sygnalizator oddał krótkie brzmienie, zawieszam wzrok i wyciszam się z tematu.

Delikatnie i równomiernie nagina w lewo szczytówkę, nie oddając dźwięku na sygnału. Cierpliwość mam dostrojoną idealnie, czekam na jakiś felerny ruch tego tam z drugiej strony (przy haku). Ale cisza, oraz zbyt długa koncentracja zaczyna męczyć myśli. Rozmawiamy sobie dalej, choć cichaczem oko lata na żyłkę w wodzie i szczyt kija.

Opłacało się, ktoś nie wytrzymał pokazując że nie jest zrezygnowany, robiąc delikatny odjazd z przytrzymaniem. Tnę w tym momencie, jestem w szoku, zamurowało jak taczka z betonem. Kolega zadziwiony powtarza słowa " co to Irek, co to jest? "- Linek : odpowiadam. Ciężka walka i hol staje się krótszy. W podbieraku ląduję drugi osobnik za szlamionej maści, wybucham śmiechem i przewagą.

Między gatunkiem na jaki ja się nastawiam, często burzą czujność okonki, jakie nie odpuszczają kęsom robali. Ale tak jest o tej porze roku, tam gdzie dużo pożywienia, pojawiają się ryby różnego rodzaju. Znowu mam zatopione , pięknie napasione robaczki w wodzie. Gadka się klei a czas płynie, zdecydowanie robię przerzut jednego z zestawów wzdłuż czciny, szukając odmiany. Stoi jak w betonowany, pozwalam sobie na poleżenie na trawce.

Słonko świeci , wiatr w pysk powiewa. Zaczyna mi się robić szkoda Krzyśka, co chwile się użera z okonkami i rakami. Podpowiadam co ma zmienić w swoim stylu łowienia, czyni to, ale po chwili wraca do swoich nawyków. Nie umiem mu pomóc, nie jestem magikiem. Chyba tego pięknego dnia, taki jego los. Albo że nie słucha dobrych rad.

A tu nagle brzmienie mojego alarmu niesie chaos wzdłuż rzeki, na wędce zarzuconą wzdłuż brzegu. Szybka zrywka i mam kija w ręku po zacięciu, przeklinam sobie szeptem " o w mordę ". Widzę bladą twarz kumpla z podbierakiem w dłoni. Forsuję się z jakimś innym egzemplarzem , raz w na prawo leci 20 metrów, za chwilę w lewo. Ciśnie ostro w środek, podkręcam hamulec nie dając za wygraną. Podbieramy najwspanialszą rybkę dnia, którą jest Karasek ze zdjęcia.

Ten dzień dał mi jak zwykle wiele radości, a koledze, któremu dziękuję za spontan wiele do przemyślenia i chęci na częstsze wspólne wypady.
Pozdrawiam wszystkich Moczy kijów : I.K - SVT.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Irek

ODPOWIEDZ

Wróć do „Wędkarskie opowiadania”